Wszystkiego dobrego w 2013 roku :)
Czy
macie jakieś noworoczne postanowienia? Zrobić prawo jazdy, nauczyć
nowego języka, nie jeść po 18? Ja - owszem. Niestety w ostatnim roku
odrobinę odpuściłam sobie pewne wysiłki mające na celu sprawienie, bym
wciąż wciskała się w rozmiar 36. Do tego doszedł ostatni czas - okres
świąt, kiedy to głównie konsumowałam. Jestem zdecydowaną przeciwniczką
katowania się głodówkami, uważam, że jedzenia to jedna z największych
ziemskich przyjemności, ale postanowiłam trochę wziąć się w garść.
Ja-lubiąca dobrze zjeść i ja-pragnąca szczupłej talii spotkały się w
połowie drogi. Co z tego wyszło? Zobaczcie sami!
Pomyślałam, że będę
od czasu do czasu prezentować dania dla osób liczących kalorie. Tym
samym zadam kłam niemądrym wierzeniom, że podczas odchudzania należy
jeść głównie zieloną sałatę i najlepiej nic poza tym.
Składniki:
- 2 filety z miruny od Pescanovy
- 1 mała, długa cukinia
- 1 mała papryka czerwona
- 2 małe cebule
- sól, pieprz
- łyżeczka oliwy z oliwek
- cytryna do skropienia
Mirunę
tradycyjnie rozmrażamy, płuczemy i osuszamy. Nacieramy oliwą, solą i
pieprzem. Kroimy na małe, lecz nieprzesadnie kawałki. Warzywa myjemy i
kroimy na nieduże kawałki (cukinię i cebulę w krążki). Przygotowujemy
drewniane patyczki szaszłykowe i nabijamy kawałki ryby oraz warzyw.
Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180st.C. Niedbającemu o dietę
kompanowi posiłku możemy podać szaszłyki z pieczonymi ziemniakami lub
chrypiącym pieczywem. Ja jem solo, skropione sokiem z cytryny.
Można
też swobodnie urozmaicić danie dipem na bazie jogurtu naturalnego i
ziół. Odradzam jednak sięganie po nabiał light - jest niesmaczny, poza
tym odrobina tłuszczu jest nam potrzebna, by niektóre witaminy miały w
czym się rozpuszczać.
Życzę niekoniecznie natychmiastowych (szaszłyk to wszak nie liść sałaty), lecz trwałych efektów diety! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz