wtorek, 30 października 2012

Paluszki rybne zapieczone ze szpinakiem


Dziś naszła mnie ochota na szpinak. Szkoda, że czas na ten świeży już minął, ale zapewniam, że dobrze przygotowany szpinak mrożony też smakuje wyśmienicie. Mój syn i ja za nim przepadamy! Wykorzystam więc  fakt, że dziś mojego męża nie będzie na obiedzie i przygotuję szpinakową potrawę dla dwóch osób. Cieszy mnie fakt, że moje dziecko zajada się wszelką zieleniną i tak, jak ja kiedyś (ku zaskoczeniu pań w przedszkolu), szpinak pochłania również z talerzy swoich kolegów, którzy marudzą na widok zielonkawej papki. Na szczęście, przy naszym stole nikt nad szpinakiem nie będzie dziś wybrzydzał, więc zaserwuję go w towarzystwie pieczonych paluszków rybnych.


Składniki:
opakowanie szpinaku mrożonego
śmietanka 36% (ok. 100 ml)
3 ząbki czosnku
1 cebula
1 jajko
paluszki rybne Pescanova (kilka sztuk, wedle apetytu)
szczypta soli i białego pieprzu
odrobina masła
trochę startego parmezanu do posypania

Szpinak wrzucamy na teflonową patelnię (żeby nie przywierał) i dusimy na małym ogniu, aż do całkowitego rozmrożenia. Dodajemy sól i pieprz do smaku, przeciśnięty przez praskę czosnek i śmietankę. Na małej patelni podsmażamy na maśle pokrojoną cebulkę.
Gdy szpinak będzie już przyprawiony, a jego konsystencja stanie się kremowa, ściągamy go z gazu i odstawiamy do przestygnięcia. Następnie wbijamy do niego jajko, mieszamy całość i przelewamy do żaroodpornego naczynia. Na wierzchu układamy rozmrożone paluszki rybne, dodajemy podsmażoną wcześniej cebulkę i wkładamy na 25 minut do piekarnika (180 st.).
Przed podaniem posypujemy całość startym parmezanem.


piątek, 26 października 2012

Włoska zupa rybna z białą fasolą i kalmarami

Mogłabym odżywiać się tylko i wyłącznie zupami. Zupa zawiera w sobie wszystko, czego potrzebuję - moc różnorodnych warzyw, aromatycznie zioła oraz mięso - również z ryby i owoców morza. Z powodu tej kulinarnej miłości nie ustaję w poszukiwaniach przepisu na taki właśnie eintopf, potrawę które zawrze w sobie zupę i drugie danie, nasyci, ukontentuje smakowo, a także roznieci wokół czar wspomnień. Ta zupa to wspomnienia z Włoch, mojej pierwszej poważniejszej wyprawy poza granice Polski. Nie doceniłam jej wtedy, byłam, wstyd przyznać, na etapie hamburgerów zakąszanych frytkami. Po latach jednak, pamiętając jaki zachwyt wywołała wtedy u moich, dojrzałych kulinarnie, współtowarzyszy wycieczki, postanowiłam wyszperać ją z Sieci. I oto jest! Od siebie dorzuciłam kalmary, bo uznałam, że doskonale pasują i nie pomyliłam się.



Składniki:
- 2 nieduże filety z dorsza
- opakowanie kalmarów od Pescanovy
- 1 średnia marchewka
- 2 laski selera naciowego
- kilka ziemniaków
- 3-4 ząbki czosnku
- duża cebula
- duża czerwona papryka (słodka)
- 2 puszki pokrojonych pomidorów
- 1 puszka białej fasoli
- łyżka koncentratu pomidorowego
- kilka łyżek oliwy z oliwek
- pół małej papryczki chilli
- 1 listek laurowy
- sól
- suszone zioła: tymianek, bazylia, słodka papryka
- pół szklanki białego wytrawnego wina
- sok z połowy cytryny



Na patelni rozgrzewamy oliwę. Siekamy drobno czosnek, kroimy cebulę, szklimy na oliwie. Dorzucamy też seler naciowy, by poddusił się. Obieramy marchew, ziemniaki oraz paprykę kroimy dowolnie, ale dość drobno. Zalewamy wrzątkiem i gotujemy do miękkości, dodając również zawartość patelni. Doprawiamy suszonymi ziołami, solą, posiekaną papryczką chili i listkiem laurowym. Dodajemy pomidory, fasolę i koncentrat pomidorowy, a także wino. Gotujemy parę minut na niewielkim ogniu.
Na jakieś 2-3 minuty przed końcem gotowania dorzucamy pokrojone na kawałki filety rybne oraz rozmrożone uprzednio i opłukane kalmary. Podajemy koniecznie na gorąco dekorując listkiem bazylii.
Ambitnym i z dobrą pamięcią, czyli takim, którym niestraszne przygotowania do aktywności kulinarnych dzień wcześniej poleciłabym fasolę jaś (należy ją namoczyć wieczorem, przed planowanym gotowaniem), ja jednak nie należę do osób dysponujących zbyt dużą ilością czasu, dlatego wspomogłam się pewnym półśrodkiem - białą fasolą z puszki. Ręczę jednak, że ze smakowym powodzeniem! :)

wtorek, 23 października 2012

Jakie wino do owoców morza?



Choć do weekendu pozostało jeszcze kilka dni, żyję już sobotnim spotkaniem z dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Moje ostatnie wspomnienia dotyczą wspólnego wyjazdu na wakacje do słonecznej Italii, podczas którego zajadaliśmy się owocami morza od rana do wieczora. Chcąc przypomnieć ten czas, przygotuję dla moich gości wyśmienite, śródziemnomorskie menu. Jedyny problem, jaki mnie trapi, to odpowiedni dobór wina. Przyjaciele słyną bowiem z wrażliwego gustu w tej kwestii. Nie wystarczy więc butelka białego, wytrawnego trunku. To musi być wino przez wielkie „W”, które w pełni wydobędzie smak i podkreśli aromat przygotowanych przeze mnie potraw.

Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego podanie czerwonego wina do ryb i owoców morza to istne faux pas? Każdy, kto choć odrobinę interesuje się sztuką kulinarną wie, że jest to najgorsze z możliwych połączenie. Co za tym stoi? Odpowiedź była na tyle frapująca, że poszukiwaniem jej zajęli się naukowcy, którzy postanowili sprawdzić, który składnik czerwonego wina psuje smak owoców morza. Do przeprowadzenia eksperymentu badawczego zaproszono 11 testerów wina, których zadaniem było spróbowanie przegrzebka w towarzystwie 64 różnych win. Na podstawie testów wybrano te wina, które sprawiały, że danie stawało się wyjątkowo niesmaczne. Następnie rozpoczęto poszukiwania wspólnego mianownika wybranych gatunków czerwonego wina. Składnikiem, który odpowiadał za wysoką kwasowość małż okazało się żelazo. Analiza laboratoryjna win wykazała, że wystarczą 2 mg żelaza w litrze wina, by smak potrawy był wyraźnie popsuty. Jak dochodzi do tej niekorzystnej reakcji? Okazuje się, że połączenie żelaza z nienasyconym kwasem tłuszczowym (obecnym w przegrzebku) doprowadza do wydzielenia zapachu przypominającego wątpliwy aromat zepsutej ryby. A jak wiadomo, na nasz zmysł smaku kluczowy wpływ ma właśnie powonienie.

To od zapachu zależy smak potrawy. Pamiętajcie więc, że nawet jeśli nie macie do czynienia z prawdziwymi koneserami wina, nie każdy alkohol można połączyć z wybraną potrawą. A podanie darów morza z czerwonym winem to prawdziwe kulinarne samobójstwo! Pomimo tego, że nie wiem jeszcze jakim (procentowym) bukietem uraczę moich gości, z pewnością wiem, że nie będzie w kolorze czerwonym!

P.S. Gdy dokonam idealnego wyboru, z pewnościa dam o tym znać!

piątek, 19 października 2012

Krewetki kokosowe z żółtą papryką i estragonem

Uwielbiam smak kokosa - zawsze generuje atmosferę wakacyjnej beztroski, czy to podany w formie owocowego wymyślnego koktajlu, czy jako ingrediencja dania. I o ile w naszej szerokości geograficznej niełatwo o świeży, zielony kokos, o tyle mleko kokosowe w puszce to coś, co zawsze mam w swojej spiżarni. Doskonale poprawia humor, gdy za oknem robi się szaro, deszczowo i nieprzyjaźnie. Dziś na przekór ewidentnie jesiennej aurze - bo cóż z tego, że słonecznie, skoro temperatura wymaga ciepłego płaszcza i botków? - w mojej kuchni króluje dziś klimat lata.
Zapraszam do stołu, będzie naprawdę pysznie. A co istotne w piątkowym przesileniu, spowodowanym pięcioma ciężkimi dniami pracy - niesłychanie łatwo!




Składniki:
- opakowanie krewetek od Pescanovy
- pół opakowania makaronu ryżowego
- duża żółta papryka
- 2 ząbki czosnku
- kilka listków natki pietruszki
- kilka gałązek świeżego estragonu
- puszka mleczka kokosowego
- łyżeczka sproszkowanego curry
- olej (o możliwie neutralnym smaku)





Rozmrożone krewetki płuczemy i osuszamy. Przygotowujemy wok, w którym rozgrzewamy olej. Siekamy drobno czosnek i kroimy paprykę w paski, a te na pół lub drobniej. Siekamy zieleninę. Makaron ryżowy zanurzamy we wrzątku na około minutę (sprawdźcie koniecznie, co napisane jest na opakowaniu, zwykle, nie wymaga on gotowania).
Gdy olej jest gorący - wrzucamy do niego jednocześnie paprykę i czosnek. Intensywnie mieszamy - nic nie może się przypalić, pamiętajmy, że czosnek, który zbrązowieje staje się gorzki. Po minucie smażenia dodajemy krewetki, a po kolejnej - wlewamy mleczko kokosowe. Sypiemy łyżeczkę curry oraz dodajemy posiekaną zieleninę. Gorący, odcedzony z wody makaron wrzucamy do woka.  Mieszamy całość i podajemy w miseczkach.
Danie powstaje w rekordowo szybkim czasie, bo żaden ze składników nie wymaga długotrwałego gotowania/duszenia. W sam raz dla tych, którzy uwielbiają dobrze zjeść, lecz niekoniecznie lubią spędzać w kuchni długie kwadranse! ;)

wtorek, 16 października 2012

Zupa cebulowa zapiekana z kalmarami


Nie przepadam za momentem, w którym muszę pogodzić się z faktem, że oto nadeszła jesień. Szczególnie wtedy, gdy od rana siąpi deszcz, a za oknem jest wietrznie i ponuro, czyli dokładnie tak, jak dziś. Ale cóż zrobić, taka kolej rzeczy. Z drugiej strony, gdy nadchodzą chłodne dni, wyciągam z szafy ulubione ciepłe pledy i otulam się nimi wieczorami, co jednak sprawia mi odrobinę przyjemności.
Jeśli podobnie do mnie, ciężko znosicie zderzenie z niskim słupkiem rtęci, z pewnością cenicie wszelkie sposoby na podniesienie temperatury. W moim przypadku sprawdza się powrót do dwudaniowych obiadów, w których pierwsze skrzypce grają aromatyczne i rozgrzewające zupy. Dziś przedstawię Wam przepis na francuską zupę cebulową, którą na koniec zapiekę z kalmarami.


Składniki:
4-5 dużych cebul
100 g masła
łyżka mąki
3-4 ząbki czosnku
szklanka białego wina
2 litry rosołu
przyprawy: pieprz, sól, estragon, zioła prowansalskie, 2 listki laurowe

Do zapiekania: 200 g mrożonych kalmarów (u mnie – Pescanova), 4 łyżki startego sera typu mozzarella.
Cebulę kroimy w piórka i podsmażamy na maśle, na dużej patelni. Jeśli będzie wydawało Wam się, że danie się nie zmieści, dajcie cebuli kilka minut. Po tym czasie znacznie zmniejszy swoją objętość. Dodajemy posiekany czosnek, zioła oraz  łyżkę mąki, która zagęści całość. Dokładnie mieszamy, po czym zalewamy winem i zmniejszamy ogień. Po 2-3 minutach podlewamy szklanka rosołu, po czym wszystkie składniki z patelni przelewamy do garnka z pozostałym rosołem. Doprawiamy solą i pieprzem do smaku, a następnie gotujemy przez 30 minut na małym ogniu.
Piekarnik rozgrzewamy do 180 st. Zupę przelewamy do naczynia żaroodpornego, na wierzch układamy rozmrożone kalmary i całość posypujemy startym serem. Zapiekamy przez około 15-20 minut. Zupę możemy też zapiec z czosnkową bagietką (pokrojoną w grzanki) i twardym, żółtym serem. Polecam!




piątek, 12 października 2012

Sposób na niejadka cz.4

Mamo, a czy polecimy kiedyś w kosmos? - usłyszałam ostatnio. Faza fascynacji kosmosem odciska swe wyraźne piętno na naszych codziennych konwersacjach. Niestety, mój drogi, nie urodziłeś się jako syn jednego z najbogatszych Polaków, więc raczej klops - pomyślałam z przekąsem, ale zaraz ugryzłam się w język. Nie można dziecku podcinać skrzydeł, niech ma marzenia, niech je pielęgnuje, a ja tymczasem skrzętnie je wykorzystam. W najlepszy możliwy sposób.
Zapraszam do kolejnego odcinka Sposobu na niejadka ;).




Składniki:
- dwa paluszki rybne Pescanova
- papryka czerwona
- papryka żółta
- papryka zielona
- czerwona cebula
- szczypiorek
- gruby plaster sera żółtego
- rzodkiewka


Kadłub rakiety do dwa połączone równolegle paluszki rybne. Sporządzamy je wedle przepisu na opakowaniu. Z czerwonej papryki wycinamy skrzydła, z sera trójkątny wierzchołek. Ozdabiamy rakietę "bajerami" z rzodkiewki i minikrążków ze szczypiorku.
Efekt ogniowego ogona po wystartowaniu maszyny robimy z łodyżek szczypioru. Z kolorowych papryk wycinamy gwiazdy (potrzebny będzie bardzo ostry nożyk!), a księżyc robimy z kawałka czerwonej cebuli.
 

Pasja zostaje skrzętnie wykorzystana w kuchni, dziecko ma namiastkę podróży w kosmos, a ja satysfakcję, że nie podałam bułki z nutellą.

wtorek, 9 października 2012

Krewetki w sosie kokosowym z mango


Każdy z Was na pewno byłby w stanie wymienić kilka produktów, które zawsze są w Waszej kuchni. Wśród składników, na które zawsze znajdzie się miejsce w mojej lodówce, muszę wymienić mleko koksowe. Dodaję je do różnorodnych potraw, zarówno tych mięsnych, jak i z owocami morza. Szczególnie lubię mleczko w towarzystwie duszonych warzyw, ponieważ nadaje im moją ulubioną, kremowa konsystencję.  Wbrew pozorom, mleko kokosowe nie smakuje typowym kokosem. Absolutnie nie można porównać go ani smakiem, ani zapachem do kokosowych smakołyków . Szczególnie, gdy występuje w towarzystwie odpowiednio dobranych przypraw, jak trawa cytrynowa, czy imbir. Znam wiele osób, które twierdzą, że kokosów nie lubią, ale zajadają się moimi potrawami, przyrządzonymi na jego bazie, ze smakiem. Jeśli do tej pory nie byliście do niego przekonani, spróbujcie go w najlepszym wydaniu. Dziś przepis na wyśmienite krewetki w sosie kokosowym z mango.


Do przyrządzenia sosu potrzebujcie:
odrobinę posiekanego chilli
1-2 ząbki czosnku
posiekany świeży imbir (ok. 1,5 cm)
2 łyżki ciemnego sosu sojowego
dojrzałe mango
małą puszkę mleka kokosowego
trawę cytrynową (używam mrożonej)
szczyptę soli i łyżeczkę cukru

Do tego opakowanie krewetek (używam mrożonki Pescanova), odrobina mąki i oleju do smażenia.


Na patelni rozgrzewamy olej i smażymy na nim posiekany czosnek, chilli i imbir. Ciągle mieszamy, by nie przypalić czosnku. Następnie wrzucamy na patelnię drobno pokrojone mango i łyżeczkę cukru. 
Smażymy, aż mango będzie miękkie, po czym dolewamy mleko kokosowe i zmniejszamy ogień. Gdy sos zacznie gęstnieć, dodajemy sos sojowy, szczyptę soli i trawę cytrynową (np. przekrojoną na pół, żeby łatwo było ją usunąć przed podaniem).
Krewetki oczyszczamy, obtaczamy w mące i smażymy na drugiej patelni. Gdy będą miały złoty kolor, odsączamy je z tłuszczu i podajemy z gorącym sosem.





piątek, 5 października 2012

Pizza z owocami morza i szynką parmeńską

Od poniedziałku do czwartku ciągle gdzieś gnam. Załatwiam tysiące spraw - wizytę u pediatry, weterynarza, odbieram naprawione buty, zlecam zreperowanie zegarka, który stanął, odwiedzam dziadków, robię zakupy, wiozę na basen i z basenu, cały czas coś. Dopiero w piątek wyhamowuję, naumyślnie nie zadając sobie wtedy żadnych "misji specjalnych".
Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie piątek to dobry czas na domową pizzę. Niespieszne ugniecenie drożdżowego ciasta, starcie sera, oczekiwanie na pyszną ucztę. To jedyny dzień, kiedy zmęczeni po pracy możemy zrelaksować się i oddać ulubionej czynności - leniwemu spoglądaniu w telewizyjny ekran, sączeniu wina, ulubionej lekturze. Wspólne gotowanie i jedzenie to jedna z przyjemniejszych chwil z rodziną.


Składniki:
- ciasto na pizzę
(przepis na domowe ciasto na pizzę znajdziecie tutaj - klik!
- 2 duże kulki mozzarelli
- opakowanie mieszanki owoców morza od Pescanovy
- ok.6-7 plastrów szynki parmeńskiej
- spora łyżka koncentratu pomidorowego
- 4 ząbki czosnku
- szczypta chili
- szczypta soli morskiej- oliwa z oliwek





Ciasto robimy wedle przepisu z notki, do której powyżej znajdziecie przekierowanie.
Owoce morza rozmrażamy, odcedzamy z nadmiaru wody, możemy odrobinę osuszyć ręcznikiem papierowym (im mniej wody na pizzy, tym ładniej nad wzrośnie). Mozzarellę ścieramy na tarce o grubym oczku. Szynkę rwiemy na drobniejsze, choć nie bardzo drobne, kawałki. Łyżkę koncentratu łączymy z przeciśniętym przez praskę czosnkiem, solą i chili.
Wyrośnięte ciasto układamy na posmarowanej oliwą blasze. Na nim rozsmarowujemy podkład z koncentratu i czosnku. Następnie układamy kolejno - ser, owoce morza, szynkę parmeńską.
Pieczemy około 15-20 minut w temperaturze 200st. C.


wtorek, 2 października 2012

Przekąska z kalmarów w czerwonym pesto

Kilka dni temu oglądałam polską edycję Master Chef i choć jestem sceptycznie nastawiona do tego typu widowisk, muszę przyznać, że niektórzy uczestnicy zaimponowali mi w konkurencji odgadywania składników potrawy, której mieli spróbować. Szczególnie spodobała mi się technika jednej z dziewczyn, która w pierwszej kolejności wymieniała te elementy potrawy, które dostrzegała gołym okiem, by następnie, po każdym kęsie, wyłaniać kolejne aromaty. I tak, w gąszczu różnorodnych składników, bezbłędnie wytropiła jagnięce mięso mielone, czy też kiełbasę jałowcową. Ta okoliczność przywołała w mej pamięci trud, jaki włożyłam z opracowanie idealnego czerwonego pesto. Pamiętam dzień, gdy spróbowałam go po raz pierwszy i ze wszystkich sił wytężałam zmysły, by odgadnąć jego składowe. Jedyne, co było widać, to puszysta konsystencja składników w kolorze czerwonym i wytracający się olej. Zadanie nie było łatwe, ale wreszcie osiągnęłam ten smak i dziś podzielę się z Wami moim przepisem na sos typu pesto, który otuli przekąskę z kalmarów.



Składniki na czerwone pesto:
½ szklanki suszonych pomidorów w oleju
½ szklanki oleju z pomidorów
½ puszki pomidorów z zalewy
3 ząbki czosnku
4 łyżki orzeszków piniowych
½ szklanki świeżo startego parmezanu
szczypta soli i chilli + trochę więcej świeżo zmielonego pieprzu

Pomidory z oleju grubo siekamy. Czosnek obieramy i kroimy na mniejsze części. Orzeszki piniowe wsypujemy na suchą patelnię i podpiekamy na złoty kolor, cały czas mieszając. Odstawiamy do przestygnięcia. Do miski wrzucamy pomidory suszone, pomidory z puszki, czosnek, orzeszki piniowe, parmezan i 5 łyżek oleju z pomidorów. Przyprawiamy dużą ilością świeżo zmielonego pieprzu, solą i chilli, i miksujemy blenderem na gładką masę. Przekładamy do słoika, dobrze ugniatamy i zalewamy resztą oleju. Trzymamy w lodówce, pilnując, by powierzchnia sosu zawsze była pokryta oliwą.

Do przygotowania przekąski użyłam rozmrożonych kalmarów (Pescanova), które oprószyłam pieprzem i mąką, a następnie obsmażyłam z dwóch stron na rozgrzanym oleju. Po osączeniu ich z tłuszczu, wymieszałam z pesto i podałam na gorących grzankach.